Sobota, 20.04.2024, Imieniny: Agnieszka, Teodor, Czeslaw
Nie masz konta? Zarejestruj się »
zdjęcia
filmy
baza firm
reklama
Elbląg » artykuły » artykuł z kategorii

Robert Woźniak: Na mecie w chwilę po zejściu z roweru płakałem ze szczęścia

06.09.2013, 13:04:32 Rozmiar tekstu: A A A
Robert Woźniak: Na mecie w chwilę po zejściu z roweru płakałem ze szczęścia
fot. archiwum prywatne

Ma 40 lat, jest elblążaninem i na co dzień pracuje jako funkcjonariusz elbląskiej Policji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale osoba, o której mowa niedawno przejechała rowerem dookoła całą Polskę, pokonując dokładnie 3135 km w 9 dni, 20 godzin i 26 minut, co jest nie lada wyczynem. Robert Woźniak, bo o nim mowa, wziął udział w ekstremalnym Rowerowym Maratonie Dookoła Polski i ukończył go przed czasem. - Na mecie w chwilę po zejściu z roweru płakałem ze szczęścia, niesamowicie byłem szczęśliwy- bardziej cieszyłem się tylko wtedy , gdy urodził mi się syn Filip – mówi Robert Woźniak.

Dla info.elblag.pl opowiada o swojej pasji, przeszkodach jakie spotkały go na trasie i radości z ukończenia maratonu. Jak sam mówi, odkąd pamięta jest aktywny sportowo. - Uprzednio wiele czasu poświęcałem bieganiu, pływaniu, grze w piłkę nożną, uprawiałem także kulturystykę. Wysiłek, który towarzyszy mi niemal każdego dnia przyjmuję z miłością i akceptuję go w całości – mówi o sobie Robert Woźniak. - Pasjonuję się także piłką nożną- jestem kibicem Legii Warszawa i Olympique Marseille. Kocham muzykę, muzyka potrafi ocalić wszystko od zapomnienia – dodaje.

Od jak dawna jeździ Pan na rowerze?

Tak naprawdę, z pełnym zaangażowaniem na rowerze jeżdżę od roku 2007. Wcześniej zdarzyła mi się tylko jedyna wyprawa rowerowa. Było to bodajże w roku 1996- pracowałem wtedy i mieszkałem w Warszawie. Po pracy, z samego rana tj. o godz. 6:00 wyjechałem z Warszawy do domu. 300 km pokonałem rowerem górskim w czasie mniej więcej 15 godzin. Byłem totalnym laikiem rowerowym i nie dlatego , że wcześniej tak długiej trasy nie przejechałem. Nie miałem wtedy ze sobą żadnych narzędzi, pompki lub zapasowej dętki. Dziś to rzecz nie do pomyślenia.

Byłem tak zafascynowany tą podróżą, że nawet przez myśl nie przeszło mi to , że podczas jazdy może dojść do jakiejkolwiek awarii roweru lub kontuzji mojego ciała. Byłem dumny z tego osiągnięcia- chwaliłem się tym wyczynem niemal przez pół roku (teraz mnie to śmieszy). Rower, mimo to w późniejszym czasie sprzedałem i zapomniałem o nim. Teraz już wiem, że jeszcze wtedy to nie był ten czas, to nie były te chwile.

Skąd wzięła się u Pana taka pasja?

W roku 2001 ponownie zamieszkałem w Elblągu. Rower zakupiłem tylko dlatego, by dojeżdżać do pracy. Za pomocą internetu poznałem grupę osób, którzy na terenie Elbląga i w jego okolicach organizowali wycieczki- były to sympatyczne niedzielne wyjazdy, z ogniskiem w tle, licznymi rozmowami, prędkości nie były duże, bo nie o szybkość podczas tych wycieczek chodziło. Lubiłem te wyjazdy, gdyż nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wokół Elbląga są tak wspaniałe krajobrazowo miejsca. Będąc już na dobre w świecie rowerowym zacząłem poznawać maratony, ultramaratony, zacząłem nawiązywać także znajomości z innymi rowerzystami z całego kraju.

Przez okres dwóch lat jazdy na rowerze posiadałem już podstawową wiedzę na ten temat. Wiedziałem wszystko o budowie roweru, znałem różnorodność rowerów, miałem ponadto już kompletny strój rowerowy, odpowiednią do tego rodzaju wysiłku bieliznę, obuwie. I pomyśleć, że kiedyś jeździłem w swetrze, bez czapki, z szalikiem. Jestem osobą, która zawsze chce czegoś więcej i więcej- pozostawałem w przekonaniu: "czym dalej pojadę, tym lepiej"- powoli więc zacząłem rezygnować z niedzielnych wycieczek na rzecz własnych treningów, by wniknąć głębiej w świat rowerowy. Ta miłość do roweru sama jakoś się unormowała- nie wiadomo kiedy, a już co raz częściej wyjeżdżałem poza Elbląg, daleko od swojego miasta.

Jakie sukcesy ma Pan na swoim koncie? Które wspomina Pan najlepiej? Które było najciężej zdobyć?

Pierwszym ultramaratonem, w którym uczestniczyłem był Bałtyk Bieszczady Tour. Było to w roku 2010. Wszystko było dla mnie wtedy pierwsze: miałem pierwszy rower szosowy, pierwszy raz miałem zmierzyć się z trasą 1000 km, po raz pierwszy postanowiłem także, że będę jechać bez spania przez dwie noce, w pierwszym oficjalnym wyścigu. Ten właśnie maraton był dla mnie najtrudniejszy, zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym, bo byłem pewien, że bez niego nic dalej stać się nie może, więc bałem się tego, że go nie ukończę. Na przejechanie ogólnie wymaganych 1008 km miałem limit czasu 72 godzin- przejechałem go w tamtym roku w czasie 57 godzin. Na mecie byłem wykończony i fizycznie i psychicznie. Byłem jednak tak szczęśliwy, że do dzisiaj góry Bieszczady kojarzą mi się niesamowicie wspaniale, w takim stopniu, że gdy będę w podeszłym wieku to chciałbym tu właśnie zamieszkać.

Lutowiska- miejscowość ta znajduje się kilkanaście km przed metą w Ustrzykach Górnych. Wtedy dbałem o czas w wyścigu...tam na trasie zatrzymałem się jednak na chwilę. Bo po wjechaniu na jedno ze wzniesień taki widok był przede mną, że aż zaparło mi dech w piersi- przepiękna panorama Bieszczad- pamiętam to wzniesienie....widok przepiękny. Stojący obok mnie jakiś chłopiec przytrzymał nawet mój rower, bym bardzo zmęczony mógł wdrapać się na właściwy punkt ziemi. Widząc te góry w oddali widziałem metę, swoje szczęście. Radość ogromna, bo już wtedy wiedziałem, że mi się uda. Tak, ten pierwszy ultramaraton był dla mnie najtrudniejszy.

Dlaczego zdecydował się Pan wziąć udział w maratonie dookoła Polski?

W Rowerowym Maratonie Dookoła Polski postanowiłem wziąć udział, by ukoronować kilka lat mojej pracy, by zaistnieć w świecie rowerowym, by mieć także przepustkę do czegoś innego. Pamiętam uprzednią edycję w roku 2009- z kolegami w okolicach Elbląga przejechałem gościnnie ok. 100 km i miałem serdecznie dość dalszej jazdy. Na każdego uczestnika wtedy patrzyłem z godnością, podziwem, szacunkiem. Wtedy udział w MRDP był dla mnie czymś kosmicznym- nie spełniałem żadnych wymagań, nawet przez myśl nie przeszło mi to , by wtedy w nim uczestniczyć.
Bardzo jednak zapragnąłem to kiedyś przeżyć. Wziąłem się, więc ostro do pracy.

Jak długo przygotowywał się Pan do maratonu?

Cykl treningowy trwał dla mnie przez okres czterech lat- od roku 2009- łącznie przez ten czas przejechałem na rowerze 104.000 km. Progresja była taka: rok 2009- 11.000 km, rok 2010- 20.000 km, rok 2011- 33.000 km. Kulminacja nastąpiła w roku 2012, kiedy to przez okres 12 miesięcy przejechałem łącznie 40.076 km, czyli zaliczyłem równik. To efekt pasji i konsekwencji.

O MRDP myślałem każdego dnia przez cztery lata, cała praca, wszystkie myśli były podporządkowane dla tej jednej chwili...bycia na mecie. Przez ten okres przy okazji trzykrotnie uczestniczyłem w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady Tour- co rok uzyskując lepszy czas- mój rekord przejechania 1008 km wynosi obecnie 47 godzin- warto podkreślić, że statystycznie każdego z tych dwóch dni z roweru schodziłem tylko łącznie na 3,5 godziny.

Jakie emocje towarzyszyły Panu w czasie maratonu?

Od pierwszego dnia byłem pełen emocji. Najdumniejszy z siebie byłem głównie dlatego , że byłem w takim gronie osób, a nie innym. Musiałem przejechać z 500 kilometrów, by emocje nie przeszkadzały mi w dalszej jeździe. Musiałem mimo wszystko unormować swoje zachowanie, każdy kolejny dzień traktowałem więc jak dzień normalny. Przez całą drogę koncentrowałem się przeważnie nad swoim organizmem, reagowałem na najmniejszy ból, chwilową niedyspozycję. Nie było myśli o robieniu zdjęć, telefonowania do znajomych. Nie spoglądałem na mijające kilometry, nie podziwiałem wspaniałych krajobrazów. Żal myśleć, że w kochanym Zakopanem byłem kilkanaście minut, bo trzeba było dalej jechać. Te 10 dni to całkiem inny świat, jakbym przeniósł się do bajki. Wiele uczynię, by kilkukrotnie te dziesięć dni, mimo wielkiego wysiłku ponownie przeżyć. Nie ma takich słów, które by opisały każde wywołane tym maratonem we mnie uczucia.

Miał Pan jakąś specjalną taktykę?

Od samego początku nie nastawiałem się na uzyskanie rekordowego czasu przejazdu, choć było to możliwe. Każdego dnia realizowałem przejechanie minimum 300 km, przez co miałem zawsze połowę dnia zapasu. Zależało mi wyłącznie na tym, by przejechać ten maraton w wymaganym limicie czasu, by go zwyczajnie zaliczyć, bo to on właśnie jest przepustką dla mnie do innych osiągnięć. Pierwsze sześć kolejnych dni to odległości nieco ponad 300 km, siódmy i ósmy dzień w górach przejechałem po ok. 250 km-, natomiast dwie ostatnie doby to jazda po 400 km.

Czy napotkał Pan jakieś przeciwności? Z czym było się najtrudniej zmierzyć?

Najtrudniejsza była trasa sama w sobie. Stan dróg pozostawiał wiele do życzenia. Byłem pewien, że przejadę te 3130 km łącznie w poniżej 240 godzin. Wynikało to nie z mojej pychy, lecz z tego, że po intensywnie przepracowanym przeze mnie okresie treningowym zwyczajnie znałem swoje możliwości, byłem silny psychicznie. Niemal jednak każdego dnia obawiałem się tego, że jazdy tej może zwyczajnie nie wytrzymać rower, bałem się także o jakieś znaczące kontuzje.

Wbrew pozorom, mimo długich jazd i podróży w różnych warunkach- jestem kontuzjogenny. Wiedziałem, że przejadę trasę, nie wiedziałem jednak jak wielkie mi trudności staną na drodze. Jak się okazało nie były one zbyt wygórowane. Po ok. 800 przejchanych kilometrach bolały mnie okolice prawego kolana, ale lewa noga nadrabiała i niekiedy o bólu zapominałem, bądź sam na pewien czas ustawał. Ten ból brałem pod uwagę, więc to nic szczególnego.

Pamiętam nocną czterogodzinną jazdę po górach stołowych po całym dniu jazdy, gdy na liczniku miałem już grubo ponad 2000 km przejechanych w maratonie. W drodze na Zieleniec zwyczajnie zszedłem z roweru i położyłem się na asfalcie, krzycząc, że nie mam sił...bo nie miałem. Potrzebowałem 5 minut regeneracji. Trudno też było, gdy w górach przed Duklą przywitała mnie i Lucjana konkretna ulewa. Padało kilka godzin- do restauracji wchodziliśmy mokrzy, jedliśmy obiad mokrzy i co z tego, że trochę wyschnęliśmy, jak po godzinie znowu wyszliśmy prosto w deszcz. Deszcz przestał padać, a my cali mokrzy od południa do 2 w nocy jechaliśmy rowerami.

Z tego co wiem, był czas, że nie jechał Pan sam, czy jazda w towarzystwie była pomocna?

Jazda w towarzystwie nie jest dla mnie czymś lepszym. W MRDP pojechałem z Lucjanem Pietrzykiem, który mieszka w miejscowości Lichnowy k. Malborka. Zaproponował mi wspólną jazdę. Mając na uwadze fakt, że sportowo jesteśmy niemal identyczni- zgodziłem się.

Na co dzień jednak wolę samotną jazdę. Ogólnie 95 % zrealizowanych kilometrów przejechałem sam. Może dlatego , że do jazdy przez okres czterech lat wykorzystywałem każdy wolny czas. Nie było nawet dnia zawahania. Jeździłem zarówno nocą, jak i podczas dnia. Nikt nie chciał ze mną regularnie jeździć np. w godz. 4-7, zwłaszcza zimą. Poza tym, często jeździłem do jakiejś miejscowości w tą i z powrotem po kilka razy przez cały dzień robiąc po 300 km- dla wielu moich kolegów to nudne, nawet im tego nie proponowałem. Albo robiłem kilkanaście okrążeń wokół Elbląga.

A co z pogodą, która potrafi płatać figle?


Na pogodę nie mogłem w ogóle zwracać uwagi- jeździłem i w śniegu i deszczu i przy silnym wietrze. To normalne, że było mi ciężko. Próbowałem nawet uczyć się jazdy w deszczu, przyzwyczaić się do tego, nic z tego. Trzeba to po prostu znieść.

Jakie emocje towarzyszyły Panu na mecie?

Ostatnie 170 km, tj od miejscowości Darłowo jechałem ze łzami w oczach ze wzruszenia. W Darłowie bowiem podczas ostatniego posiłku po raz pierwszy przeczytałem w internecie komentarze dotyczące mojej osoby- słowa siostry oraz kolegów z Elbląga wywołały we mnie takie emocje, że podczas dalszej jazdy niemal unosiłem się nad ziemią. Zmęczenia już nie czułem w ogóle.

Czy ktoś z bliskich tam Pana przywitał?


Marzyłem faktycznie wtedy o tym, by na mecie był Ktoś z Elbląga, tak bardzo tego pragnąłem. Po próbie uspokojenia tych emocji wiedziałem, że to trudne bo wiadomo...zwykły dzień tygodnia, do Elbląga z Rozewia daleko itd. Nie zasmuciłem się jednak bo zapewniano mnie, że cały rowerowy Elbląg jest ze mną i mi kibicuje. Przez ostatnie 30 km nie chciałem już nic- nie chciałem odpoczywać, zatrzymywać się, jeść, pić, zależało mi wyłącznie na tym, by jak najszybciej dojechać do mety, właśnie jako elblążanin.

Wyprzedziło Pana jedynie 6 zawodników, to ogromny sukces, ale chyba w tym maratonie nie chodziło o zwycięstwo?

W ogóle nie koncentrowałem się na pozycji. Chciałem to przetrwać w wymaganym limicie czasu, by...powtarzam po raz kolejny- mieć przepustkę do czegoś innego. Tak wielką ten maraton ma dla mnie wartość, że teraz jestem przekonany o tym, że jeśli bym go nie ukończył z uwagi na utratę sił to przygodę z rowerem bym zakończył następnego dnia. Warto podkreślić, że na mecie w chwilę po zejściu z roweru płakałem ze szczęścia, niesamowicie byłem szczęśliwy- bardziej cieszyłem się tylko wtedy , gdy urodził mi się syn Filip.

Nie ukrywam, że zależy mi na tym, aby koledzy docenili to , co uczyniłem bo mimo wszystko był to dla mnie ogromny wysiłek, chcę by dumni byli z tego, że i Elbląg ma paterę MRDP. I to nie jest tak, że nie doceniam tych osób, które jeżdżą mniej ode mnie. Tak to jest, że ja muszę właśnie tyle jeździć by być szczęśliwym, innym na pewno mniej wystarczy.

Jakie ma Pan plany na przyszłe miesiące związane z jazdą na rowerze? Kolejne wyzwania? Maratony?

Podstawowym celem dla mnie jest przejechanie każdego roku minimum 30.000 km, na tym właśnie poziomie chcę utrzymać swoją sprawność fizyczną, jeśli któregoś roku zrobię ich mniej to zwyczajnie przestanę jeździć. Życie jest trudne, zawsze szukałem czegoś co je odmieni i nada mu jakieś znaczenie. I rower właśnie to uczynił. Nie lubię deszczu, zimna, ale na rowerze jakoś to znoszę. Przyjmuję także zasadę, że żeby coś przeżyć to trzeba przeżyć to dwa razy.

Regularnie więc będę brał udział w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady Tour, który odbywa się co dwa lata, będę brał ponadto udział w kolejnych edycjach MRDP, który z uwagi na swoją trudność odbywa się co cztery lata. W międzyczasie może uda mi się uczestniczyć dla odmiany w jakimś maratonie w Europie. Bo jednego jestem pewien- będę uczestniczył tylko w maratonach o dystansie co najmniej 1000 km, a w Polsce innych maratonów o takich odległościach nie ma. Muszę mieć cel, bo bez celu zwyczajnie jestem nikim. Ponadto w okresie letnim regularnie będę chciał jeździć sobie na śniadanie nad Zatokę Pucką, obiady lubię jeść w Olsztynie, pączki w Pasłęku, częściej chciałbym też sobie pojeździć do Warszawy, gdzie mogę jechać, choćby na godzinę- tak uwielbiam to miasto. Minęło już kilka dni od maratonu, a ja wciąż jestem zmęczony, ale oczy moje są szczęśliwe.

Dziękuję za rozmowę.

Marta Kierszka

Oceń tekst:

Ocen: 15

%100.0 %0.0
GALERIA ARTYKUŁU ( zdjęć 2 )


Komentarze do artykułu (16)

Dodaj nowy komentarz

  1. 1
    +11
    ~ Rowerzysta
    Piątek, 06.09

    Panie Robercie. Rozmowę z Panem czyta się jak dobrą powieść podróżniczą. Ma Pan nie tylko silne nogi ale i język giętki na tyle żeby powiedział wszystko to co pomyśli głowa, powtarzając za poetą. O Pana pasji czyta się z pasją. Nie ma cienia przesady , że jest Pan zakochany w rowerze i jeździe na na nim. Jestem pewien, że urowerowieni elblążanie są pełni podziwu dla wyczynu Roberta z Elbląga.

  2. 2
    +8
    ~ biegacz
    Piątek, 06.09

    Gratuluje i życzę spełnienia następnych marzeń. Trzymam kciuki i liczę że po krótkim odpoczynku spotkam pana gdzieś na trasie koło Elbląga jeszcze tej jesieni

  3. 3
    0
    ~ xxx
    Piątek, 06.09

    Moje gratulacje panie Robercie życzę dalszych sukcesów i spełnienia marzeń . Pozdrawiam

  4. 4
    0
    ~ Orzeł
    Piątek, 06.09

    Gratulacje za dystans. Artykuł bardzo miło się czyta i jest to osoba która pokazuje, że jak się chce to można to zrobić.

  5. 5
    +8
    ~ mieszkaniec
    Piątek, 06.09

    Wszyscy policjanci powińni przesiąśc się z samochodów na rowery i jeżdzić bo mieście , dla zdrowia i dla oszczędności finansowych .

  6. 6
    --4
    ~ jarrow
    Piątek, 06.09

    Tytuł artykułu brzmi jakby jakiś menel jechał na rowerze na metę w Elblągu i ledwo zdążył.

  7. 7
    +1
    ~ Jan
    Piątek, 06.09

    Jak sportowiec jest miły ale zato dzielnicowy To kawał sku...syn. może to nie dlaniego zawód , panie robercie uprawiają sport zawodowo.

  8. 8
    --1
    ~ z klasy
    Piątek, 06.09

    Gratulacje Robert!!! Jesteśmy dumni ! Pozdrawiamy i zapraszamy na kawę Ola i Marcin

  9. 9
    0
    ~ Dani
    Sobota, 07.09

    Brawo Robert. Śledziłem poczynania na bieżąco. Gratulacje za wysiłek i wytrwałość.

  10. 10
    +2
    ~ Manipulant
    Sobota, 07.09

    ~~Do @Jana skurczybyka,łobuza itd , itd....W 100% jesteś gnoju częstym klientem policji ,wyprowadzasz swojego pieska aby się wysrutał , ale nie sprzątasz po nim ,bo po co ,niech ktoś wlezie w gumno , samochód stawiasz na trawniku , przejeżdżasz na czerwonym świetle myśląc , że nikt niewidzi ,bijesz żonę bo u ciebie ciągłe interwencje policji ,zakłócasz spokój sąsiadom głośną muzyką będąc głuchym i chorym umysłowo.Jednym słowem jesteś wyrzutkiem społecznym i malkontentem.Pamiętaj niemoto , że Pan Robert Wożniak jest najlepszym dzielnicowym w oczach dzielnicy, wspaniałym sportowcem , czego tobie BRAKUJE!!! Tyle ,przepraszam pozostałych piszących-NIEWYTRZYMAŁEM !!!

Redakcja serwisu info.elblag.pl nie odpowiada za treść komentarzy i treści dostarczone przez firmy i osoby trzecie.
Jeśli chcesz z nami tworzyć serwis napisz do nas e-mail.


Regulamin komentowania artykułów w serwisie info.elblag.pl

W trosce o kulturę i wysoki poziom debaty w serwisie info.elblag.pl wprowadza się niniejszy Regulamin.

  1. Komentujący umieszczając treści sprzeczne z prawem musi liczyć się, że może ponieść odpowiedzialność karną lub cywilną.
  2. Komentarze dodawane przez czytelników służą prowadzeniu poważnej i merytorycznej dyskusji na temat zamieszczonych wiadomości oraz problemów z nimi związanych.
  3. Czytelnicy mogą umieszczać informacje i opinie niezwiązane z treścią artykułów dla istotnych powodów (np. poinformowanie innych czytelników o wydarzeniach).
  4. Zabrania się dodawania komentarzy: wulgarnych, obraźliwych, naruszających dobra osobiste osób trzecich lub zawierających treści zabronione przez prawo.
  5. Celem komentarzy nie jest prowadzenie jałowych sporów osobistych między czytelnikami.
  6. Wszystkie wpisy stojące w sprzeczności z powyższymi warunkami będą niezwłocznie kasowane w całości bądź w części.
  7. Redakcja interpretuje Regulamin i decyduje, które wpisy, komentarze (lub ich części) należy usunąć i dokona tego w możliwie jak najszybszym czasie.


Właścicielem serwisu info.elblag.pl jest Agencja Reklamowa GABO

Copyright © 2004-2024 Elbląski Dziennik Internetowy. Wszystkie prawa zastrzeżone.


1.0195682048798