Jaka część polskich szpitali powinna mieć podziemną infrastrukturę? - Jeśli mówimy o tych rejonach, które są szczególnie zagrożone – woj. mazowieckie i obszar Bramy Brzeskiej, to liczyliśmy i jest to ok. 10-15 szpitali. Na samym Mazowszu. Dodajmy Podlasie, woj. warmińsko-mazurskie, czyli rozmawiamy o grubej liczbie ok. 40-60 szpitali NA JUŻ – przyznaje Gość Radia ZET gen. Grzegorz Gielerak, w internetowej części programu. Dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego zaznacza, że „decyzja o umiejscowieniu miejsc chronionych do udzielania świadczeń opieki medycznej powinna być podejmowana w ścisłym uzgodnieniu z siłami zbrojnymi".
Ile potrzebujemy czasu, by przygotować system ochrony zdrowia na potencjalne zagrożenie? - W zależności od przedmiotu – harmonogram jest rozpisany – mówimy o terminach 2026 rok do 2027-2028 maksymalnie – mówi dyrektor WIM. W jego ocenie zmarnowaliśmy dużo czasu.
„Zaniedbaliśmy i to jest dla mnie zaskakujące"
Pytany o sondaże, w których spora część badanych deklaruje, ze w razie zagrożenia nie będzie broniła kraju, gen. Gielerak odpowiada wprost: - Zaniedbaliśmy i to jest dla mnie zaskakujące, zaniedbaliśmy absolutnie dobrą, publiczną, dojrzałą dyskusję na temat tego, co znaczą obowiązki obywatelskie i jakie są realne koszty funkcjonowania nowoczesnego państwa. Jego zdaniem „dobrze, żebyśmy taką dyskusję przeprowadzili szybko".
Dopytywany przez Marcina Zaborskiego o to, czy na uczelniach studenci są uczeni medycyny pola walki, szef WIM przyznaje, że ta sprawa została zaniedbana. - Wiele krajów dookoła nas, gdzie prawdopodobieństwo wojny jest nieporównywalnie mniejsze, posiada system kształcenia na poziomie przeddyplomowym. W Polsce takich zajęć nie ma – mówi Gość Radia ZET. Pytany o to, jak to wygląda w przypadku studentów medycyny, generał komentuje, że program nie przewiduje zajęć z medycyny pola walki. - Jest jeszcze gorzej. Potem mamy specjalizacje i tylko w odniesieniu do pojedynczych specjalizacji udało się wprowadzić wąski, 8-godzinny moduł. To nie wyczerpuje potrzeb – zaznacza dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego.
„Rynek cywilny przegonił ofertę rynku sił zbrojnych"
Dlaczego medycy nie chcą pracować w wojsku? - Problem dotyczy tego, co oferuje medykom w kontekście tego, jak funkcjonuje rynek cywilny. Rynek cywilny przegonił ofertę rynku sił zbrojnych. Następuje drenowanie segmentu wojskowego kosztem cywilnego – ocenia Gość Radia ZET. Gen. Gielerak podkreśla, że w segmencie cywilnym są Lepsze warunki finansowe i istnieją lepsze warunki, by rozwijać kompetencje zawodowe. - Specjalizacje robi się szybciej, sprawniej – wylicza szef WIM dodając, że np. jeśli chodzi o specjalizację, to w wojskowej odsłonie robi się ją 2-3 lata dłużej, „dlatego, że on w tym czasie również realizuje zadania związane z potrzebami sił zbrojnych".
Pytany o to, na co skarżą się lekarze wojskowi, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego odpowiada, że „tylko 13 proc. wskazało wynagrodzenie jako ten element, który decyduje o tym, czy chce pełnić służbę wojskową". - Zdecydowana większość stawia na rozwój – możliwość robienia specjalizacji i warunki, w jakich wykonuje swój zawód – mówi gen. Grzegorz Gielerak.
Problem z kształceniem przyszłych lekarzy wojskowych. „Słabość systemu"
Dyrektor WIM podkreśla również, że jest pewna „słabość systemu", jeśli chodzi o kształcenie lekarzy wojskowych. - Odbywa się ono w pewnym stopniu w oderwaniu od wojskowej służby zdrowia. Oni nie mają kontaktu na co dzień ze szpitalem wojskowym, jego kulturą organizacyjną, podejściem. Pojawiają się potem rozczarowania – mówi Gość Radia ZET.
Więcej na radiozet.pl









